myśli kobiet

Nie umiałam mówić o uczuciach – on też nie

Wasze historie

Nie umiałam mówić o uczuciach – on też nie

Nie umiałam mówić o uczuciach – on też nie

Na początku myślałam, że to tylko kwestia charakteru. Ja – raczej cicha, poukładana, z tych, co najpierw analizują, zanim coś powiedzą. On – zamknięty w sobie, ale opiekuńczy. 

Mówił mało, ale konkretnie. Może dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. 

Bez dramatów, bez wielkich słów. Tylko że im dalej, tym bardziej ta cisza przestawała być wspólna.

Z czasem zauważyłam, że kiedy robiło mi się smutno, nie potrafiłam tego powiedzieć. Czekałam, że zauważy. Że się domyśli. Że zapyta. 

Ale on nie pytał. A ja udawałam, że nic się nie dzieje. Zamykałam się w sobie i mówiłam: „wszystko w porządku”. 

Tylko że nie było. I chyba oboje o tym wiedzieliśmy, tylko żadne z nas nie umiało nazwać tej pustki.

Zdarzały się momenty, w których próbowałam zaczynać rozmowę, ale kończyło się na zdaniach, które niczego nie wyjaśniały. 

„Wszystko ok?” – „Tak.” – „Na pewno?” – „Na pewno.” I koniec tematu. On też nie mówił. Nigdy nie dzielił się tym, co czuje. 

Nie mówił, kiedy coś go bolało. Nie mówił, kiedy się cieszył. Bywało, że wracał z pracy i jedyne słowo, jakie słyszałam przez godzinę, to „hej”.

Nie był zły. Nie krzywdził mnie. Robił zakupy, naprawiał kran, pamiętał o moich urodzinach. Ale nie wiedział, co dzieje się w mojej głowie, bo ja tego nie mówiłam. 

A ja nie wiedziałam, co w jego, bo on nigdy nie otwierał ust, żeby mi to powiedzieć. Żyliśmy obok siebie – jak dwa ciche zegarki, które chodziły, ale nie tykały razem.

Były momenty, w których tęskniłam za bliskością tak bardzo, że aż bolało. Patrzyłam na pary, które rozmawiają ze sobą na ławce, trzymają się za ręce, i czułam zazdrość. 

Bo ja miałam kogoś fizycznie obok, ale emocjonalnie czułam się samotna. Nie wiedziałam, jak mu to powiedzieć. 

Zresztą – nawet gdybym powiedziała, nie wiedziałby, co odpowiedzieć. Może się tego właśnie bałam. Może baliśmy się oboje.

Rozstaliśmy się po cichu. Bez krzyku. Bez zdrady. Po prostu któregoś dnia jedno z nas przestało mówić „dobranoc”. A drugie nie zapytało, dlaczego. 

Nie pamiętam nawet, jaki to był konkretny dzień. To się działo powoli, rozluźniało jak węzeł, który i tak był już tylko cienką nitką.

Długo myślałam, że to on był zamknięty, nieczuły, niedostępny. Ale dziś wiem, że ja też nie dawałam nic z siebie. 

Nie mówiłam, co czuję. Nie prosiłam o nic. Tylko czekałam, aż sam się domyśli. I bolało mnie, że nie potrafił. A przecież skąd miałby wiedzieć?

Cisza bywa gorsza niż kłótnia. Bo w kłótni jeszcze coś się dzieje. W ciszy człowiek po cichu się od siebie oddala. 

I któregoś dnia budzi się i widzi, że choć jesteście w tym samym domu, to już nie jesteście razem.

Dziś nie szukam już kogoś, kto będzie czytał mi w myślach. Szukam kogoś, przy kim będę mogła mówić głośno. 

Kto nie ucieknie, kiedy usłyszy coś niewygodnego. I przy kim ja nie zamknę się w sobie, gdy czegoś zabraknie. 

Bo wiem już jedno – jeśli nie nauczymy się mówić o tym, co czujemy, to żaden związek nie ma szans wytrzymać. 


Historia Agnieszki 💔